Leszno - Cmentarz w Palmirach - Leszno
Trasa do cmentarza ofiar hitlerowskiej okupacji w Kampinoskim Parku Narodowym niedaleko Palmir jest jedną z moich ulubionychDO ZABOROWA. Naszą wyprawę rozpoczynamy z Leszna, skąd ulicą Warszawską - asfaltową drogą udajemy się do oddalonego na wschód o ok. 5 km Zaborowa. Szybcy i wypoczęci rowerzyści na rowerach terenowych przebywają ten dystans w ok. 20 minut, wolniejsi w pół godziny, maruderzy i dziewczyny, które uwierają siodełka, bo ostatni raz na nich siedziały rok temu, w czasie jeszcze dłuższym, ale zajmijmy się tymi "średniakami". Proponuję rozpocząć wyprawę dobrze przed południem, a najlepiej rano, tak aby uwzględniając nasze możliwości przed zmrokiem wrócić do domu, a przynajmniej do oświetlonych odcinków dróg.
ZABORÓW. W Zaborowie mijamy po lewej kościół katolicki i tuż za przystankiem PKS-u skręcamy w lewo w jedną z uliczek tej miejscowości. Odtąd pilnujemy się niebieskiego szlaku Kampinoskiego Parku Narodowego. Uważnie pilnując drogi, która wije się to w prawo, to w lewo, staramy się nie wjechać na prywatne podwórka, na których ostrzegam! aż roi się od Burków kłapiących pełnymi ostrych kłów paszczami. Po ok. 200 metrach dojeżdżamy do lasu. Droga biegnie dalej prosto, ale my musimy skręcić w lewo na piaszczystą leśną dróżkę. Zakładając, że miejscowi dresiarze mieli coś innego do demolowania, zjazd do lasu powinien być oznaczony tablicami i starymi mapami Kampinoskiego Parku Narodowego.
W LESIE. Wjeżdżając na leśną dróżkę mamy przedsmak tego, co nas później czeka. Jeśli pogoda w ostatnich dniach była upalna, koła naszych pojazdów mogą ugrząźć w piachu. Ale bez obaw. W parku obok szerokich dróg leśnych, po których poruszają się konne wozy i samochody strażników leśnych zazwyczaj istnieją cienkie dróżki dla pieszych, które przy zachowaniu bezpieczeństwa możemy wykorzystać dla rowerów. Po kilkuset metrach możemy skręcić w prawo, by na chwilkę zatrzymać się na cmentarzu żołnierzy z lat 1939-44 w Wiktorowie. Dalej ruszamy niebieskim szlakiem na północ, mijając przepiękne mazowieckie łąki i podmokłe groble.
TRZY DOMY. Po ok. pół godzinie dojeżdżamy do połączenia "naszego" niebieskiego szlaku z zielonym w osadzie Wyględy Górne, na starych mapach oznaczanych jako Trzy Domy. Rzeczywiście w tej okolicy możemy zobaczyć trzy opuszczone dziś budynki, przy których maruderzy mogą odpocząć. (Radziłbym jednak odpoczynek zorganizować po przebyciu bagien.) W miejscu tym skręcamy w prawo i trzymamy się już połączonych szlaków, uważając jednak, aby po jakiś 200 metrach zgodnie ze szlakiem skręcić w lewo, a nie jechać prosto drogą, która prowadzi do wsi Mariew. Po łatwym początku mamy przed sobą pół godziny przedzierania się przez bagna.
NA BAGNACH. Wąska ścieżka biegnie środkiem podmokłych terenów, które po każdym większym deszczu, a przede wszystkim po wiosennych roztopach przemieniają się w żyjącą wodno - błotnistą mazię. Przejeżdżamy przez kolejne wodne oczka, które nic sobie nie robią z wytyczonych przez ludzi szlaków i są właśnie na środku jedynych przejezdnych (przez rowery) dróżek. Kałuże są: małe, płytkie, duże i głębokie - wszystko w najróżniejszych kombinacjach. . W mokrym okresie w zależności od upodobań ten odcinek może przynieść jednym najwięcej frajdy (błotko, błotko!) a innym najwięcej trudności.
Czasem trzeba było się przeprawiać w ten sposób. Dla ciekawych dodam, że koleżanka Marta i tak wpadła do wody.
Tuż pod koniec bagiennego odcinka przeprawiamy się przez biegnący przez ścieżkę strumyk, przez który możemy suchą nogą przejść jedynie po trzech cienkich, drewnianych belkach: dwóch do stąpania, i jednej do trzymania przymocowanych do rosnących po obu stronach drzew.
Strumień, a w tle bale służące do przeprawy dla nie lubiących wody
ZABORÓW LEŚNY
Po bagiennych przygodach czeka nas zasłużony odpoczynek. Ok. 100 metrów po przejechaniu przez solidny mostek z dużych drewnianych bali dojeżdżamy do leśniczówki i pola biwakowego w Zaborowie Leśnym. Możemy skorzystać ze schronienia i posilić się przy ławach pod sympatycznymi, choć nieco zniszczonymi daszkami. W tym miejscu można również rozpalić ognisko i skorzystać (dla pań bardzo ważne!) z cywilizowanego "toj-toja". W miejscu tym krzyżują się szlaki: zielono-niebieski z żółtym. Po odpoczynku ruszamy dalej na północ, trzymając się zielono -żółtych znaków szybko docieramy do kolejnego rozwidlenia szlaków przy mogile poległych w Powstaniu Styczniowym 1863 r. Tu skręcamy w prawo razem z zielonym szlakiem od razu zaliczając pierwszy na tej trasie dłuższy zjazd.
WŚRÓD WYDM. Zjeżdżamy, to wolno podjeżdżamy na kolejną wydmę w paśmie określanym Cygańskimi Górami. Wprawdzie nie jest to prawdziwe pasmo górskie, ale może dać nam posmak prawdziwego kolarstwa górskiego...Powoli wspinamy się wzdłuż ścieżki wijącej się to do góry to w dół, a przy okazji urozmaicając nam czas wyrastającymi nagle nie wiadomo skąd drzewami, zatrzymującymi wyrwami, których niewinnie wystają korzenie. Sporo trzeba się napracować, żeby przebyć ten odcinek, ale tym, którzy chcieliby nie jechać wąską ścieżką w górze, a płożącą się obok szerokim szlakiem. odradzam takich pomysłów: koła po ośki grzęzną w piachu z wydm. Ścieżka ta na mapach nazwana została Krętą Drogą, a prowadzi nas wzdłuż granic ścisłych rezerwatów Zaborów Leśny i Cyganka
Przejeżdżamy obok Rezerwatu Cyganka, a jeśli będziesz uważny, to może spotkasz samą cygankę ;-)
Po przebyciu wydm powinniśmy dotrzeć do kolejnego skrzyżowania szlaków w miejscu zwanym Karczmiskiem. W pobliżu ławeczki z daszkiem już powinniśmy się rozglądać, żeby przypadkiem nie zgubić drogi (co naszej ekipie już raz się przydarzyło -.łącznie nadłożyliśmy 10 km drogi jadąc w kierunku Truskawki). Przy skrzyżowaniu dróg powinniśmy wybrać kolory czerwony i zielony (w prawo). Wkrótce czeka nas kolejny wybór: przy skrzyżowaniu z czarnym szlakiem jedziemy dalej połączonymi szlakami czerwono- zielono-czarnym. Wkrótce po jakimś kilometrze zielony odbija w prawo a my trzymamy się czerwono- czarnego. Po niecałym kilometrze wjeżdżamy na wysoką wydmę, po zjechaniu z której dostajemy się na brukowaną drogę. Stamtąd (w lewo) już tylko kilkaset metrów do Cmentarza w Palmirach.
CMENTARZ W PALMIRACH
Cmentarz jest miejscem spoczynku ok. 2,5 tys. ofiar hitlerowców. Miejsce, w którym powstał cmentarz w latach 1939 1941 rozstrzeliwano mieszkańców Warszawy i okolic. Po chwili zadumy możemy odpocząć na ławeczkach przy budynku muzeum. Nie próbujcie jednak dostać się do środka. Już dawno temu złodzieje ukradli niezabezpieczone eksponaty. Z cmentarza można wrócić znaną nam już drogą lub asfaltową drogą podążyć do Warszawy, albo w sytuacji krytycznej wezwać kogoś z domu, żeby przyjechał po nas i rower( niektórzy już próbowali, ale nikt nie zgodził się przyjechać :-))
--------------------------------
RELACJA Z WYPADU ZREALIZOWANEGO 26.06.2005 (WERSJA ZABORÓW-ZABORÓW LEŚNY-CM.PALMIRY-WIERSZE-ROZTOKA-LESZNO)
Zebrała się nas ekipa 6-osobowa (Asiq, Monika, Rufio, Vilq, Stefan i moja skromna osoba). Wszyscy o dziwo dotarli do Zaborowa na własnych kółkach. Wyruszyliśmy z Zaborowa planowo o 10.20 trasą przez Zaborów Leśny do Cmentarza w Palmirach. Pogoda była wręcz idealan ciepło, ale nie za gorąco, lekki chłodny wiaterek, w lesie ścieżka przez bagna prawie suchutka, a piach na wydmach trochę zmoczony nocnym deszczem. W efekcie nawet nasi rajdowcy na rowerach trekingowych jakoś sobie poradzili (następnym razem zrobimy trasę z większą ilością asfaltu).
Odpoczywaliśmy w Zaborowie leśnym narzekając na kradzieże rowerowe i nie tylko oraz na dodatki smakowe do lodów w Macu. Na Cmentarzu w Palmirach pogadaliśmy o rowerach , górach itp, potem wdrodze do Roztoki przez Wiersze zgubił nam się kolega Stefan, bo jako mieszkaniec USA miał problem z rozszyfrowaniem pokrętnych oznaczeń szlaków w Kampinoskim Parku Narodowym. Na szczęście Stefan się znalazł, a w oczekiwaniu na niego ekipa raczyła się leżeniem na wznak w trawie i wsuwaniem jagódek prosto z krzaka. Wkrótce dotarliśmy na parking w Roztoce, gdzie raczyliśmy się piwkiem, lodami i sezamkami Moniki. Mimo moich usilnych próśb ekipa postanowiła nie rozwijać wyprawy wgłąb lasu ,a powoli wycofywać się w kierunku Leszna. Przejechaliśmy przez Łubiec ok. godz. 16 trafiliśmy do tej jakże sympatycznej miejscowości zamieszkanej przez miłych ludzi o przyjemnej powiewrzchowności i nienagannych manierach; ) Ekipa obejrzała sobie przepiękny kościół po czym część wsiadła do autobusu 719, a reszta popędziła na swoich rączych rumakach w kierunku zachodzącego słońca.
Podsumowanie: czas przejazdu ok. 6-7 godzin
dystans: 55 km
straty: lekkie rozwalenie odcisków na dłoniach po kosiarce
zyski: poznanie sympatycznych ludzi, rozpoczęcie mam nadzieję regularnych wypadów w zielone tereny i kto wie inne inicjatywy towarzysko-łazikowe
0 komentarze:
Prześlij komentarz